czerwca 24, 2020

Truskawkowy sen i przepis na galettes

Truskawkowy sen i przepis na galettes

czerwca 24, 2020

Truskawkowy sen i przepis na galettes

Jak wszyscy doskonale wiemy, truskawki są elementem obowiązkowym czerwca. Występują pod każdą postacią: w cieście, koktajlu, polane czekoladą, zamrożone i zasłoikowane. Sama najwięcej radości czerpię z tych podawanych na ciepło lub tych w dopiero co wyjętym z piekarnika cieście, bo moją miłość do surowych pozostawiłam niestety gdzieś w dzieciństwie. 

Zdarza mi się czasem pozostawić kilka tych świeżych na talerzyku w lodówce. Czas jednak, nawet w chłodnej temperaturze, upływa nieubłaganie tym drobnym owocom, więc by nie dopuścić do utracenia możliwości ich spożycia, poziom wypieków znacznie wzrasta wraz z kolejnym zakupionym kilogramem truskawek... Ale przecież na nadmiar ciast i ciasteczek nikt jeszcze nie narzekał.

Z tej okazji dzisiaj podaję przepis na urocze małe galettes. Pokazuję też kilka urywków walki z przetwarzania truskawek, które znajdziecie na dole wpisu :) 


Truskawkowe galettes
6 sztuk

1,5 szklanki mąki
3 łyżki cukru
150g masła
3-4 łyżki maślanki
1 żółtko
szczypta soli
około 5 łyżek płatków jaglanych 
około 2 szklanki truskawek

Mąkę przesiać na stolnicę, dodać chłodne, pokrojone masło. Krótko posiekać nożem. 
Dodać cukier, jogurt, żółtko, sól, krótko wyrobić. Schłodzić w lodówce. 
Ciasto podzielić na 6 części, każdą rozwałkować w okrągłe placuszki. 
Nie muszą być równe, taki ich urok :) 
Truskawki pokroić. Każdy krążek posypać płatkami - można użyć innych, np. owsianych. 
Nałożyć truskawki, zawinąć brzegi. Posypać dodatkowo cukrem.
Piec w 220 stopniach, około 30 minut. 



* * *


* * *

Agnieszka.

czerwca 14, 2020

Placuszki truskawkowe o poranku

Placuszki truskawkowe o poranku

czerwca 14, 2020

Placuszki truskawkowe o poranku

W tak zachmurzone poranki jak dzisiejszy, nic tak nie potrafi wprowadzić odrobiny słońca do kuchni, jak dojrzałe truskawki. W weekendy zwykle czasu na śniadanie mamy nieco więcej, warto więc pokusić się o wykonanie pachnących placuszków. Żeby jednak nie przesadzać z tym wolnym czasem, można dodać proszek do pieczenia zamiast drożdży, jak w racuchach. Bo wiadomo - gdy w brzuchu burczy, a kawa już pachnie, te 15 minut na wyrośnięcie zaczynu robi różnicę.

Ale czy ktoś potrzebuje przepisu na najprostsze placuszki? Pewnie nie, ale jak wiadomo, każdy w podstawowych przepisach ma swoje własne proporcje, zawsze nieco inne od tych najpopularniejszych. Poniżej podaję więc moją wersję, która nigdy nie zawodzi.


Składniki
porcje dla 2 osób

1 jajko
1 szklanka mleka
1,5 szklanki mąki
łyżka cukru
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
truskawki, około 1 szklanki

Roztrzepujemy jajko z mlekiem i cukrem, stopniowo dodajemy przesianą mąkę, proszek i sodę. Truskawki kroimy na plasterki, dodajemy do masy. Smażymy na tłuszczu, do zrumienienia z każdej strony. Gotowe posypujemy cukrem pudrem lub polewamy miodem. I śniadanie gotowe! 


Czy do Was też czasem jedzenie wręcz uśmiecha się z talerza? :)

* * *
Agnieszka.

czerwca 08, 2020

Naturalne barwniki - mniszek lekarski

Naturalne barwniki - mniszek lekarski

czerwca 08, 2020

Naturalne barwniki - mniszek lekarski

Pod koniec maja spróbowałam swoich sił w naturalnym barwieniu tkanin. Na pierwszy rzut poszły żółciutkie kwiaty mniszka lekarskiego. Uznałam, że nie będzie to trudne, bo w końcu barwią one  pyłkiem palce już przy ich zbieraniu. Może to też dla mnie swego rodzaju terapia, pozwalająca na oswojenie się z różnymi owadzimi żyjątkami, tak chętnie przebywającymi w tych żółtych kwiatach. Jeśli tak, to mogę z pewnością stwierdzić, że przyniosła ona efekty  bowiem na cały worek zebranych mniszków tylko dwa razy na widok pająka wyrzucałam główki kwiatów w górę, krzycząc i uciekając z przerażeniem. A to już duży sukces.


Do tego sposobu barwienia nie potrzebujemy dodatków chemicznych, korzystamy tylko z wlaściwości octu. Nie da to może spektakularnych efektów, ale na początek przygody z kolorami będzie w sam raz. Jest to też dobrym pomysłem na zabawę z dziećmi.

* * * 

Potrzebne będą:
kwiaty (u mnie mniszek), im więcej, tym intensywniejszy kolor
ocet i woda w stosunku 1:5
tkanina bawełniana

Tkaninę zalewamy mieszanką wody i octu, gotujemy przez około 1-2 godziny na małym płomieniu. Kwiaty mniszka zalewamy gorącą wodą i również podgrzewamy, do godziny. Po tym czasie odcedzamy zabarwioną wodę i wkładamy do niej  wypłukaną i odsączoną tkaninę. Dalej podgrzewamy, najlepiej przez kilka godzin, w tym czasie kilkakrotnie gaz wyłączyć i zostawić tkaninę do studzenia. Równie dobrze można zostawić materiał w barwniku na całą noc. Po tym czasie wyjmujemy naszą zafarbowaną tkaninę, płuczemy i suszymy.

* * *


Tym sposobem udało mi się uzyskać jasną, pastelową żółć. U każdego kolor może wyjść inny. Barwienie roślinami jest kapryśne, więc czasem efektu może nawet nie być... Warto jednak poeksperymentować, by bez wyciągania cięższej chemicznej artylerii wydobyć z roślin ich niesamowite kolory :)

* * *

Agnieszka.

czerwca 06, 2020

Roślinna misa z betonu

Roślinna misa z betonu

czerwca 06, 2020

Roślinna misa z betonu

Witajcie w słoneczną sobotę! Dzisiaj pokażę Wam nową ozdobę ogrodu, która poza jego upiększaniem, dodatkowo pełni praktyczną funkcję. Jest nią poidło dla owadów, wykonane z betonu i dużego liścia. Taką misę dodatkowo należy ciasno wyłożyć wystającymi ponad powierzchnię wody kamyczkami i gałązkami. Stawiamy ją w półcieniu, u mnie zagości w okolicach łąki kwietnej. 


Do wykonania takiej misy potrzebujemy:
duży liść, np. podbiału, łopianu czy lepiężnika
wylewka betonowa i woda
stare wiadro do rozmieszania masy
misa o odpowiedniej wielkości
olej

Przygotować liść: ułożyć go na natłuszczonej misie spodem do góry, posmarować olejem także z wierzchu rośliny. Pamiętajcie o ucięciu ogonka, by woda nie wylewała się z gotowej misy. Wylewkę betonową wymieszać w odpowiednich proporcjach z wodą (zależnie od producenta - sprawdzić na opakowaniu), dodając suchy proszek do wody. Nakładać zaprawę na formę z liścia, dokładnie rozprowadzając. Ważne, by warstwa betonu była dość gruba, by wysuszona misa nie pękła. Odstawiamy do wysuszenia - zależnie od pogody i grubości betonu, może to trwać od kilku godzin do nawet kilku dni. Gotowa zmieni kolor na jasnoszary.

Po tym czasie odwracamy, ściągamy misę służącą za formę i odklejamy liść. Przy odpowiednije iloścu użytego wcześniej oleju nie powinno być z tym problemu, jeśli było go trochę za mało - trzeba będzie trochę podłubać :) I poidło gotowe, teraz można je napełnić wodą. 





Misa z odbitym liściem na pewno doda uroku ogrodom, ale oczywiście poidło dla owadów można stworzyć z innych naczyń, także wypełnionych kamieniami. Ustawione wyżej, bez wypełnienia, może także służyć ptakom. Warto pomyśleć o innych stworzeniach w trakcie upałów, wszystkim wyjdzie to na dobre :)


* * *

Wiola.

czerwca 04, 2020

Majowe przyjemności

Majowe przyjemności

czerwca 04, 2020

Majowe przyjemności

Nawet jakbyśmy nie chcieli ich widzieć, to lilaki i tak atakują nas z każdej strony. Za oknem, w ogrodzie, w parku  a jeśli mamy daleko do zieleni, to na pewno fiolety i biele drobnych kwiatów napotkamy na instagramie. Trudno się dziwić, na ich zapach nie można pozostać obojętnym i zawsze mamy nadzieję, że ich uwiecznienie na fotografii zatrzyma gdzieś tę subtelną majową woń.

Dawniej, gdy wybierałam się na legalną kradzież lilaka, zawsze padał deszcz. Przedzieranie się przez lekko mokre krzewy jest może nieco romantyczne i na pewno pozostanie zapamiętane na długo, jednak ten moment jest często równoznaczny ze zmierzeniem się ze stadem ślimaków. Nie wchodziły tutaj w grę żadne radykalne posunięcia  w wieku jeszcze dziecięcym przenosiłam je skrupulatnie z drogi na trawę. A że ślimaków było mnóstwo, tak też kończyłam z mniejszą ilością kwiatów niż liczbą "uratowanych" mięczaków na koncie. Obecnie nie zauważam ich już zbyt dużo. Nie wiem, czy są one ostatnio mniej skłonne do przechadzek, czy też z wiekiem traci się gdzieś tę spostrzegawczość. Niezależnie od tych drobnych istot, w tym roku liczba bzów w moim mieszkaniu była chyba rekordowa, czego dowody poniżej.






Mam pewien problem z uciekającym drożdżowym ciastem. Jego wyprawy poza miskę czy formę do pieczenia zdarzają mi się o wiele za często. Zazwyczaj jest to powodowane moją niedokładną lekturą przepisów, a co za tym idzie, częste dodawanie składników "na oko". Nie inaczej było w maju, jednak albo sprzyjało mi szczęście, albo to już wprawa w odmierzaniu, ponieważ tym razem ciasta drożdżowe powiększały się w dość kontrolowany sposób. Brak dokładności w czytaniu receptur jednak pozostał, o czym świadczy poniższe ciasto, które pierwotnie miało być dwoma keksami, a nie jednym wielkim twarogowym potworem. Ale, szczegóły. Forma na szczęście nie wpływa na cudowny smak.

Drożdżowy zawijaniec z twarogiem i żurawiną, według przepisu Moje Wypieki.

Poza twarogowymi przygodami, w maju było dość... żółto. To czas kwitnienia wielu roślin o takich barwach. A i w końcu dostrzegłam różnicę między glistnikiem jaskółcze ziele a różnymi jaskrami, która jest dość oczywista. Jednak mieszkając w mieście nie zawsze ma się możliwość swobodnego buszowania po chaszczach, więc takie cuda można niestety przeoczyć. Teraz jednak nie mam zamiaru ich unikać, co na szczęśćie wychodzi mi coraz lepiej.

Cytrynowa babka piaskowa Wioli w towarzystwie żółtych jaskrów oraz Leśne rośliny zielarskie z 1987 roku.


* * *

Agnieszka.
Copyright © Rękodzieło-art , Blogger